wtorek, 10 września 2013

Veiller. - Perspektywa

Otwieram oczy
Czarny poranek
Mrok w każdym zakamarku
Pustego pokoju
Wstaję z łóżka
Już po dwunastej
Patrzę za okno i widzę
Czarne słońce wiszące nad światem
Przysłonięte księżycem
Idę do łazienki
Patrzę w lustro
Widzę siebie
Zapuchnięte smutne oczy
Wielką pustkę w nich
Tylko dwie iskierki szepczące
"Żyj!"

W Twoich oczach
Jestem cieniem i dymem
Jestem duchem
Który chowa się w ciemnościach
Tym który mimo pięknego wnętrza
Trzyma najgłębszą czerń
W zakamarkach jaźni
Trzymasz się piękna i słońca
I mieszkasz po drugiej stronie świata
Które wciąż oświetla słońce
W Twoich diamentowych oczach
Pragnienie szczęścia
Którego ja nigdy nie zaznam

Trzy po trzy
Każde słowo z Twoich ust
Odbija się w pustce mego wnętrza
Kiedy zmywam z mojej twarzy
Resztkę nocnych koszmarów
Wycieram smutkiem moją twarz
Schodzę po schodach porażek
Idę do kuchni
I smaruję kanapki kłamstwami
Powoli jem
Przeżuwam każdy gorzki kęs
Popijam to wszystko słonymi łzami

Ty budzisz się rano
Z głową pełną pomysłów
Na szczęście i miłość
Z błyskiem oka trzymasz się
Z całych sił życia
Które pieści Cię i całuje
A Bóg uśmiechem
Zachęca Cię do szczęścia
Mieszkasz w pięknym pałacu
Swoich marzeń i snów
Nie znasz smutku i płaczu
Ani mroku

Ja włączam telewizję
I widzę ciągle śmierć
Upadek wartości
I to jak dusi się świat w spalinach
Patrzę za okno i widzę smutnych ludzi
Idących samotnie w deszczu
Nie patrzących innym w twarze
Bojących się ciosu
Z niewidocznej strony
Leże w łóżku przewracam kartki
Kolejnej książki
Która nic mi nie powie

A Ty patrzysz z boku
Nie rozumiejąc
Nie pojmując mojego świata
Śmiejąc się z niego
"Jak słońce może być czarne?"
"Jak woda czerwona od krwi?"
"Jak ludzie mogą być źli?"
Ale ja mówię tylko
"Otwórz oczy,
To mój świat i zapraszam Cię"


Obserwatorzy