Przechodzę próg atramentowego domu
W zaciszu jego znajdę spokój
Zamykam się w czterech ścianach myśli
Zrzucam ubrania trosk dnia codziennego
Szybki, zimny prysznic ze wspomnień
Wycieram się łzami ze wczoraj...
Kładę się do łóżka szybko
Okrywam się kocem smutku
I opuszczam znużone zasłony oczu
Sny dziś mają kolor szarości
Gdzie blade niebo pokrywają białe chmury
Zachodzi ponure słońce
Tam skąd dochodzi głos moich myśli
Stopniała moja niewinność
Mój brak pohamowania
Moje dobro i spokój
Wyparowały jak woda
W ognistym piekle rzeczywistości
Co zostało?
Pusta skorupa
Zamieszkała przez zło i nienawiść
Do wszystkiego...
środa, 14 czerwca 2017
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
