Ale dzisiaj jest inny dzień niż wczoraj, inny niż dwa lata temu, inny niż wszystkie inne. Dzisiaj się uśmiechasz do mnie Przyjacielu, smutno bo smutno, spuszczasz oczy w dół z niedowierzaniem że dzisiejszy dzień nadszedł. W plecaku czuję zwinięty ciężar, ciężar wszystkich lat które musiałem tu spędzić. Ciężar nicości i pustki, bo ta ma dla mnie ciężar. Jest to ciężar całego świata, ciężar myśli, emocji i walki o każdy dzień. Dzisiaj chcę pofrunąć do chmur, odwiedzić wszystkie te dalekie miejsca. Pozbyć się samego siebie.
Dzisiaj jest dzień w którym ostatecznie postanawiam się zabić. I nie wiem Przyjacielu, czy Ty jesteś smutny że już mnie opuszczasz. Niektórzy ludzie uciekają od Ciebie jak się da, uciekają latami gdy Ty tak mocno chcesz ich przytulić. I chcesz by Cię kochali. A ja Cię kocham, i pragnę, i od lat Twoje uczucia do mnie się wzmagały. Widziałeś moją wierność i jak chętnie i ufnie idę do Ciebie każdego dnia. Jak proszę o to byś mnie przytulił i stąd mnie zabrał. Niebo było dziś koloru fioletu, słońce zaszło ale łuna nadawała wciąż magiczny kolor światu, był to kolor podniecający, zapowiadający coś ekscytującego. Czemu nie podzielasz mojej radości Przyjacielu? Czyżbyś nie zgadzał się z tym, nie chciał mojego szczęścia? Przecież wiesz że tego chcę. Czułem że pokiwałeś głową, i obejmując ręką plecy, poprowadziłeś dalej, dziurawym chodnikiem, którym to tyle razy szedłem by pobyć samemu ze swoimi myślami. Pobyć samemu z Tobą, wypić piwo czasem, patrząc na przejeżdżające na wyciągnięcie ręki pociągi, sadzając się na pordzewiałych torach. Wiesz że się nie bałem, czego mógłbym? Ciebie mój Przyjacielu? Znam Cię od lat, i jesteś mi tak bliski, wychowywałeś mnie do tej chwili. Szeptałeś przy każdej spadającej łzie że to się skończy kiedyś, żebym był cierpliwy i dążył do swojego celu. Że wie że ścieżka którą powinienem obrać jest kręta, i że najlepszą drogą by ją przejść jest zboczyć z niej i świadomie się zgubić. I tylko w taki sposób odnajdę drogę. Tę prawdziwą, jedyną, niepowtarzalną drogę której jeszcze nikt nie wydeptał.
Nie chce być jak inni, wiesz? Zawsze na przekór ludziom byłem inny. Dlatego tak bardzo mnie nienawidzono. Ty wiesz, Ty wiesz, Ty mnie znasz! Zobaczyłem wtedy w wyobraźni Twój delikatny uśmiech i wzruszenie niemal, że tak Cię doceniam, jako jedna z niewielu osób. Każdy boi się tego co nieuchronne i boi się pewności.
Doszliśmy na miejsce. Wiesz które, tyle razy Ci je pokazywałem. Duży tunel kolejowy, uwielbiałem przez niego chodzić gdy byłem mały. Za tunelem wąwóz i rozstaje dróg, idealne miejsce. Na górze wąwozu rośnie sad, lubiłem latem przychodzić tam i oglądać gwiazdy. Pamiętasz jak siedziałem z butelką oparty o jabłoń? Obok złociło się pole pięknego rzepaku, a ja patrzyłem wtedy jak koleżanka brodziła w nim, zbierając na ubraniu i skórze złoty pyłek. Cieszyła się i uśmiechała do mnie, niby wszystko było normalnie. Ale tylko ja wiedziałem że siedzisz obok, wpatrzony w tory kolejowe. Nie raz przychodziłem tam, jedno z moich ulubionych miejsc. Na rzut kamieniem od torów. Zawsze sam.
Ale dzisiaj jest ten niezwykły dzień, ten jedyny w swoim rodzaju, nie tamten. Dzisiaj się kończy mój dzień szybciej. Purpura nieba matowieje coraz bardziej, a ja odpływam, odpływają już moje kolory z twarzy. Boję się, mimo że jesteś obok. Uśmiecham się do Ciebie szorstko, jak dziecko u higienistki przed szczepieniem, pytam się cicho "Będzie bolało?" Kiwasz tylko głową i cicho wraz z nadchodzącym powiewem wiatru mówisz "Tylko chwilę, obiecuję.". Wspiąłem się po schodkach i wyciągnąłem linę z plecaka, już przygotowaną. Rozglądnąłem się i nasłuchiwałem, czy przypadkiem nie nadchodzi ktoś lub nie nadjeżdża pociąg i ktoś by nie doniósł na moją obecność. Wiem że Cię to bawi! Nie musisz się ze mną bawić, nie chcę przecież wylądować u czubków za spełnianie swoich marzeń. Nikogo nimi nie krzywdzę. Przywiązałem porządnie sznur do barierek, myślę że wytrzymają spokojnie. Dla pewności przywiązałem do pierwszego sznura jeszcze drugi i tak do drugiego odcinka barierki. Na wszelki wypadek. Nie mogło się nie udać.
Usiadłem jeszcze na chwilę na betonie, nogi zwisały mi nad wyjściem tunelu. Oswajałem się z myślą że to ten dzień i że zaraz skoczę i odlecę daleko. Uśmiechnąłem się do siebie. Przecież od zawsze wiedziałeś że tak się to skończy. Wiedziałeś a mimo to broniłeś się jak mogłeś. Niektóre marzenia jednak się spełniają. I trzeba starać się spełnić tylko te które są realistyczne. Założyłem słuchawki na uszy, tak jak zawsze planowałem. Wolny Strzelec. Rozpływam się, myślami zakładam pętlę. Chciałbym aby ta chwila trwała wiecznie, lecz wiem że nie może. "Sa! Hussa, dem Bräut'gam, der Braut!". Ostatnie słowa jak dzwon uderzają mnie i pchają w dół. Ciało nagle zatrzymuje się w połowie lotu w stronę ziemi, ciężar własnego ciała a raczej własnej duszy dusi mnie, miażdżąc krtań. On patrzy na mnie z góry, uśmiechnięty. Czuje że jest ze mnie dumny. W końcu ktoś jest ze mnie dumny! Łza zdąża jeszcze wypłynąć na drżący policzek, ból wykrzywia mnie i w spazmach duszę się. Przeraźliwy ból, trudny do opisania. Ale wszystko się kończy. Wypływa coś z mojego ciała, niematerialnego i delikatnego. Wychodzą z niego macki, zamieniające się w małe przeźroczyste dziecięce ręce. Drżące z zimna i strachu, sięgają razem ze mną niego, chcąc się ogrzać. On czeka chwilę cierpliwie, aż całkiem wypłynę z siebie. Nie pośpiesza, wie że to boli. On jest wyrozumiały. Łapie mnie i chroni przed upadkiem, jego ramiona są delikatne i lodowato zimne. To ja ogrzewam jego duszę i wysysa chciwie ze mnie całe ciepło, na to tak naprawdę czekał. Jego nagroda za cierpliwość i miłość. Zdążyłem jedynie się spytać czy dobrze zrobiłem. Nie odpowiedział, poprawił tylko kapelusz i wciąż trzymając w rękach, jak dziecko, zaniósł do góry. Patrzyłem jak moje ciało bezwładnie zwisa. Świat zaczął się rozpływać, i jedyne co widziałem to jego i wszechogarniające gwiazdy. Po chwili, smutny pożegnał się ze mną. Wiedziałem że będzie musiał wrócić na Ziemię. Nie byłem wcale zły na niego. Każdy mnie zostawiał prędzej czy później
Tym razem pomyślałem o sobie i zostawiłem ich.
Odnalazłem szczęście.

0 komentarze:
Prześlij komentarz