Piszę to, leżąc myślami z głową na Twoich kolanach
Roztapiają się moje blizny pod Twoim dotykiem
I znów krwawią roztajane rany
Z czerwonego lodu ulepione
Ślepy byłem na jasność, a widziałem -
Tylko w cudzym mroku
Tam bólu nie czułem i jak spłoszony zając
Znajdowałem ucieczkę od swojego cierpienia
Teraz jest inaczej
Za płonącym obsydianem murem
Na pływającym mgłą jeziorze
Spotyka się powietrze i woda
Ja i Ty w niejasnej poświacie
Z czarnych głębin polerowanej wody
Dajesz mi ukojenie nagłym powiewem
Wypływając źródłem w Tobie, lśniąc liściem złotym
Marzyliśmy o słonecznych dniach, oglądając Twoje serce
Zza szklanej gabloty - we framudze z księżyca
Zagubieni w czasie bez horyzontu na wietrze
Bez kierunku dryfujemy wewnątrz nas
