Czas popędził pośpiesznie
Niespokojny duch
Podążył za wskazówkami zegara
W pełen mroku świat
Nie wróci już
Niegdysiejszy czar
To fantasmagoria
Ułuda powrotu lepszych czasów
Nie zostało już nic
A w moich snach
Będziesz już tylko płonąć
I pić wódkę do dna
Łykając leki
Całując wargi psa...
poniedziałek, 30 października 2017
Bez tytułu
Coraz mniej mnie
W moich własnych myślach
Gdzieś obok zamieszkała
Druga osoba
Czująca istota
Tak blisko
Bluszcz oplatający mnie
Utrzymujący w jedności
Z ciałem
Wyrosło nasienie
Które chowałem latami
Lecz znów strach
Dusi mnie
Samiel patrzy
Czy chybię swój cel
I kto stawi się u bram
Piekieł
niedziela, 29 października 2017
Spokój ducha mąci ciało
Tysiąc pragnień i nadziei
Krzyczy umysł że to mało
Lecz on nigdy nie ośmieli
Kochać Ciebie i całować
Trzymać rękę, tulić rano
Całe życie potrzebować
Ciągle mało, ciągle mało!
Tysiąc pragnień i nadziei
Krzyczy umysł że to mało
Lecz on nigdy nie ośmieli
Kochać Ciebie i całować
Trzymać rękę, tulić rano
Całe życie potrzebować
Ciągle mało, ciągle mało!
Kropla krwi
Mała kropla
drążyć będzie skałę
Twojego serca
twardą
pełną skaz
wydrąży otwór
do samego środka
zamieszka
wśród zmartwień
zaleczy je
miłością
drążyć będzie skałę
Twojego serca
twardą
pełną skaz
wydrąży otwór
do samego środka
zamieszka
wśród zmartwień
zaleczy je
miłością
środa, 25 października 2017
Obiecałaś mi że będziesz zawsze
I dotrzymałaś obietnicy
Byłaś ukryta głęboko w moim sercu
W moich wspomnieniach
I wychylałaś się gdzieś zawsze
Z zakamarków mojej duszy
Czułem zawsze tęsknotę
Z rodzaju tych niewytłumaczalnych
Chodzącą za mną jak cień
Tęsknotę za czymś nierealnym
Czystym i nieskalanym uczuciem
Przejrzystą taflą
W której odbijać się będziesz tylko Ty
Jedna osoba - ta najważniejsza
Przy której życie nabiera sensu
"Każdej nocy płonę
I wzywam Twoje imię"
A moje serce pełne uczuć
Śpiewa cichutko
Wstydliwie
Niegodne
W rytm spadających łez
Wypełnionych po brzegi
Tęsknotą
I dotrzymałaś obietnicy
Byłaś ukryta głęboko w moim sercu
W moich wspomnieniach
I wychylałaś się gdzieś zawsze
Z zakamarków mojej duszy
Czułem zawsze tęsknotę
Z rodzaju tych niewytłumaczalnych
Chodzącą za mną jak cień
Tęsknotę za czymś nierealnym
Czystym i nieskalanym uczuciem
Przejrzystą taflą
W której odbijać się będziesz tylko Ty
Jedna osoba - ta najważniejsza
Przy której życie nabiera sensu
"Każdej nocy płonę
I wzywam Twoje imię"
A moje serce pełne uczuć
Śpiewa cichutko
Wstydliwie
Niegodne
W rytm spadających łez
Wypełnionych po brzegi
Tęsknotą
wtorek, 24 października 2017
Zbieram w swoim potrzaskanym sercu
Każde najmniejsze wspomnienie
Strzaskanym latami bez Ciebie
Samotne, styrane
Dryfujące jak okręt bez celu
Pamiętam Twój zapach Delikatny i kojący Do dziś trzymam go w duszy Wraz z zapachem tamtego lata Czuły dotyk Twoich dłoni Cichy szept gdy ująłem Twą dłoń Prowadząc Cię ścieżką w dół Pamiętam pierwszy raz
Gdy trzymałem Cię w moich objęciach A jedyni świadkowie którzy to widzieli
Byli już niemi Pamiętam wtuloną drobną postać
Która jakby bała się że zniknę Pamiętam przystanek na wzgórzu Kierowcę który chciał zabrać nas w świat I wielki księżyc nad miastem Mój cichy, lichy śpiew w Twoich ramionach
Nasze pierwsze spotkanie po latach W małej Przemyskiej kawiarence
Nas na moście Piaszczystą drogę pod górę Tysiące emocji i kolorów Smak bycia żywym
Twój wstyd i niewinność Delikatność bajkowej królewny Ubranej w biel i idącej pustą ścieżką
W stronę pięknego zamku
Pamiętam Twój zapach Delikatny i kojący Do dziś trzymam go w duszy Wraz z zapachem tamtego lata Czuły dotyk Twoich dłoni Cichy szept gdy ująłem Twą dłoń Prowadząc Cię ścieżką w dół Pamiętam pierwszy raz
Gdy trzymałem Cię w moich objęciach A jedyni świadkowie którzy to widzieli
Byli już niemi Pamiętam wtuloną drobną postać
Która jakby bała się że zniknę Pamiętam przystanek na wzgórzu Kierowcę który chciał zabrać nas w świat I wielki księżyc nad miastem Mój cichy, lichy śpiew w Twoich ramionach
Nasze pierwsze spotkanie po latach W małej Przemyskiej kawiarence
Nas na moście Piaszczystą drogę pod górę Tysiące emocji i kolorów Smak bycia żywym
Twój wstyd i niewinność Delikatność bajkowej królewny Ubranej w biel i idącej pustą ścieżką
W stronę pięknego zamku
piątek, 20 października 2017
Nadmorska plaża, morze i cichy zew miłości
Patrzyłem na Ciebie z daleka, jak stałaś na pustej, nadmorskiej plaży. Siedziałem oparty o powykrzywianą przez wiatr sosnę, plecami dotykając szorstkiej, jasnej kory. Była wczesna wiosna, a porywiste wiatry zapowiadały nadchodzący nieubłaganie sztorm. Patrzyłaś swoimi oczami na nadchodzące, spienione fale, które uderzały o brzeg. W tych dwóch pięknych zwierciadłach Twojej delikatnej duszyczki widać było odbicie morza które zlewało się w jedną całość wraz z nimi. Ściągnęłaś wcześniej swój ciepły płaszcz, który teraz trzymałem w dłoniach, i patrzyłem jak stoisz w sukience, białej niczym gęstniejąca piana morska, targanej przez ciepły wiatr. Obok Twoich bosych stóp przeleciało parę porwanych przez wiatr zeszłorocznych liści, ulatując w dal. Patrzyłem jak porywisty wiatr głaszcze Cię, rozwiewając delikatne, jasne włosy. Sukienka przypominała teraz wzburzone morskie fale, opasające Twoje ciało. Zastanawiałem się o czym wtedy myślisz, wpatrzona gdzieś daleko, szukając czegoś na horyzoncie. Wstałem po chwili, i podszedłem do Ciebie po cichu, idąc śladem Twoich bosych stóp na wilgotnym piasku. Patrzyłaś na lecącą mewę, która ledwo dawała radę przeciwstawiać się szalonemu żywiołowi. Gdy wydała z siebie krzyk, pełen tęsknoty i żalu, odezwałem się do Ciebie cicho, przestraszony, wiedząc że razem z mewą odlatuje gdzieś daleko Twoja dusza i myśli, i bojąc się że zaraz sama zamienisz się w małego, dzikiego ptaka i podążysz za nią.
- Chodź, do domu, zaparzę gorącą herbatę. - powiedziałem cicho, zakładając Ci na ramiona płaszcz, opatulając ciepło i biorąc pod rękę. Odeszliśmy powoli, idąc nadmorską, ledwo widoczną ścieżką. I mogłem tylko się domyślać ile z Twojej duszy zamieniło się w pięknego ptaka w tamtej chwili, i ile odleciało niesione wiatrem...
Veiller. - Bądź mi ptakiem
Puste brązowe oczy patrzą w dal
Gdy znika w nich ostatni promień słońca
Na horyzoncie ostatniej łuny blask
I cichnie ptaków koncert
Nadchodzi noc, dusząc myśli me
Opatula mnie gorącem
Zadaje ból
Słodki, kojący
Depresyjny nurt
Tuli mnie do snu
Przy odgłosie palonych marzeń
Ogrzewam pustą skorupę
Bo nie ma w niej już nic dobrego
Dla Ciebie
Za słaby by żyć
Za silny by odejść
Stoję zawieszony
W próżni emocji
Chciałbym być żywy
Pociągnąć Cię wzwyż
Dać skrzydła dzięki którym odlecisz
Odlecisz i nigdy nie wrócisz...
Gdy znika w nich ostatni promień słońca
Na horyzoncie ostatniej łuny blask
I cichnie ptaków koncert
Nadchodzi noc, dusząc myśli me
Opatula mnie gorącem
Zadaje ból
Słodki, kojący
Depresyjny nurt
Tuli mnie do snu
Przy odgłosie palonych marzeń
Ogrzewam pustą skorupę
Bo nie ma w niej już nic dobrego
Dla Ciebie
Za słaby by żyć
Za silny by odejść
Stoję zawieszony
W próżni emocji
Chciałbym być żywy
Pociągnąć Cię wzwyż
Dać skrzydła dzięki którym odlecisz
Odlecisz i nigdy nie wrócisz...
środa, 18 października 2017
Veiller. - Igła
Czuje się żywy
Ubrany w tysiąc aksamitnych emocji
Brnę wśród stosu ostrych igieł
Nie czując bólu krwawię
Szeroko otwarte oczy
Patrzą na piękniejący świat
A za mną szkarłatne ślady
Gorące popioły spadają z nieba
Lepiąc do moich ran
Smród bólu i cierpienia zniknął
Wypalił grzech aż do niewinności
Choć ciało zbrukane cielesnością
Piętrzy się nad stosami obcych ciał
To dusza ulatuje powoli ku przestworzom
Upuszczając po drodze smoliste łzy
Ubrany w tysiąc aksamitnych emocji
Brnę wśród stosu ostrych igieł
Nie czując bólu krwawię
Szeroko otwarte oczy
Patrzą na piękniejący świat
A za mną szkarłatne ślady
Gorące popioły spadają z nieba
Lepiąc do moich ran
Smród bólu i cierpienia zniknął
Wypalił grzech aż do niewinności
Choć ciało zbrukane cielesnością
Piętrzy się nad stosami obcych ciał
To dusza ulatuje powoli ku przestworzom
Upuszczając po drodze smoliste łzy
środa, 11 października 2017
Rozpadam się
Powoli kawałek po kawałku
Rdzewieją moje wspomnienia
Niszczeją i rozsypują w proch
Zlewają w bezkształtną masę
Krwistej brei
Wielka mieszanina uczuć
Bez początku i końca
Jak dobrze jednak
Że nie wszystkie wykute
Z twardego i zimnego żelaza
Część jest ze złota
Część ze srebra
Inne odlane z miedzi
Głęboko w sercu
Złoto Twoich włosów
Rozświetla moje marzenia
Są jak gwiazdy w najciemniejszą noc
Powoli kawałek po kawałku
Rdzewieją moje wspomnienia
Niszczeją i rozsypują w proch
Zlewają w bezkształtną masę
Krwistej brei
Wielka mieszanina uczuć
Bez początku i końca
Jak dobrze jednak
Że nie wszystkie wykute
Z twardego i zimnego żelaza
Część jest ze złota
Część ze srebra
Inne odlane z miedzi
Głęboko w sercu
Złoto Twoich włosów
Rozświetla moje marzenia
Są jak gwiazdy w najciemniejszą noc
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
