czwartek, 26 grudnia 2019


Dziś śniłem o Tobie
Pomiędzy snami
Stałaś w kąciku wspomnień 
Trzymając w dłoniach kwiaty
Uśmiechając kolorem swych ust
Błękit, półprzymkniętych powiek
Na statek z marzeń zapraszam pokład
Z bryzą we włosach, płyńmy z wolna
Kołysząc się z mewami na wietrze
Istota płynności czasu rozlana
Połacią błękitnego zamysłu
Niech stanie się domem
Żegnajmy łzy i porażki
Kotwicę śmierci zastąpmy snami
Ruszajmy w rejs

wtorek, 24 grudnia 2019

Opium

Znów budzi mnie poranek
Nie musisz pisać, żyje
Nie martw się
Przecież dziś nie poniedziałek
Zmarnowałem tyle dni
Przecież wiesz

Nie chcę słuchać słów z ust
Których nie kocham
Tysiąca nieważnych bzdur
Od ósmej do szesnastej
Tęsknie, nie napisze
Masz lepsze rzeczy do roboty

Nie ma pytania które
Nie zadałem moim czterem ścianom
Czy białej ścieżce
Ściany to jedyni przyjaciele
Mam ich chociaż czterech
Wesołych Świąt

Parę ładnych wspomnień
Które powiesiłem sobie w głowie
Wisi na sznurku od prania na deszczu
Wiesz, wolę się ukrzyżować,
Kupię odpoczynek
Za trzy gwoździe

Dym przegnał myśli
Opium wystukuje rytm
Zanikający na skroni

Witam noc
Zbliża się kolejny
Zmarnowany dzień

wtorek, 17 grudnia 2019


Patrz! Tak wyrywa się serce
Świątynie ciała ludzkiego
Nieskalany sekretnik emocji
Zaciśnięte w pięść
Rozluźnione
Póki śmierć oczu nie zamgli

Tak wyrywa się serce!
Miejsce nierządu
Schronienie narkomanki
Dom chorej psychicznie
Pogorzelisko chciwości
Pomnik egoizmu
Na fundamentach z ciemności
Tak wyrywałem serce!
Ostoje miłości
Piedestał ideałów
Czyste, nieskalane
Póki w nim nie ostałaś

Patrz! Tak wyrwałem serce
Zaciśnięte w pięść
Symbol mej wojny
Nie chcę cię w nim
Chcę tylko cię zniszczyć

niedziela, 15 grudnia 2019

-Zamykam Oczy-

Krwawią ułamane gałęzie poszarpanych dusz
Spływa krew po zamrożonej tafli jeziora poczernionego lodu
Porażeni głębią grozy na klęczkach grzechu idą w pochodzie wieczności
Wszyscy przyjaciele i bliscy
Wykrzywieni na czerwonym horyzoncie szczerzą się w bólu
Nie mogą ostudzić swoich płonących palców w rzece krwi
Ta tylko krzepnie i tli się szarym dymem wśród zakamarków poparzonych ciał
Omija je gładko - przecząc chropowatości ropiejących skorup
Żółwich ludzi,żółwich umysłów spowitych
Mgłą absolutnego cierpienia
Oto Piekło

O miłości

Miłość jest taka ulotna niekiedy 
Przychodzi znienacka na pstrym koniu
Kuzynka samotności
Przyłapała mnie 
Na gorącym uczynku 
Znów zmawiałem mantrę z koralików nadziei 
Wyczekując na klęczkach
Obiegu splotu różańca 
Nie wierzę - a chcę wierzyć 
Dziś iskrami szczęścia goreje 
Nie spalam serca a płomień kiełkuje 
Uchylonym oknem wpełza 
Jakieś tajemnicze zwierze 
Którego nie widziałem od lat
Jesteśmy cieniem na powierzchni nocy 
Wtopieni w jej uścisk boimy się dnia 
Kolejnego przebłysku szarości 
Świtu kolejnej porażki 
Będąc cieniem pożarliśmy siebie 
Wyzwaniem jest nasza ucieczka od światła 
Dzięki niemu istniejemy 
Noc nie daje cienia 
Ona cień odbiera

Ciężko

Moja krew jest ciężka
Ciągnie mnie w dół
Miękka gleba wchłania mnie
Jedną nogą schodzę już w dół
Wypisałem już zakończenie
Uplotłem już sznur
Krew spływa w drobinach piasku
Wciągam ją nosem jak nieopatrzny pyłek
Białym szronem oplata mi serce i szyje
Z sercami skierowanymi w nicość
Patrzymy kataraktami na wczorajszy horyzont
Chwytając uciekającego dnia
Chodź!
Zbawienna poczwaro z krzyża
Dotknij wrzodów sumienia
Owrzodzonych myśli że będzie inaczej!
Przyjdź!
Dziwko babilońska z moich snów
Roznieć ogień pustki w sercach młodych
Wykol oczy - katarakty
Lwie!
Pożryj dziecko, pożryj matkę
Zrób miejsca dla wilków
Cała trójka braci
Zasiądzie do uczty
Wąż niech zaroi ziemię
Nasieniem jadu

środa, 11 grudnia 2019

Anemony

Miłość jest taka ulotna niekiedy
Przychodzi znienacka na pstrym koniu
Kuzynka samotności
Przyłapała mnie
Na gorącym uczynku
Znów zmawiałem mantrę z koralików nadziei
Wyczekując na klęczkach
Obiegu splotu różańca
Nie wierzę - a chcę wierzyć

Dziś iskrami szczęścia goreje
Nie spalam serca a płomień kiełkuje
Uchylonym oknem wpełza
Jakieś tajemnicze zwierze
Którego nie widziałem od lat

Obserwatorzy